czwartek, 10 listopada 2011

NaNoWriMo Update!

Minął tydzień z hakiem, odkąd zaczęło się Nano :D Pracuję pilnie każdego dnia, by na czas skończyć moją powieść. Na dzień dzisiejszy mam 21820 słów (bez dzisiejszej normy).

Moi bohaterowie ewoluują. Ba! Rosną mi nowe wątki tam, gdzie wcześniej ich nie było. Choć czasem mam żal do bohaterów drugoplanowych, którzy niekiedy próbują podstępnie przejąć plan pierwszy.
Jednakże niech nikt się cudów po tej powieści nie spodziewa - fabuła jest nadal dziecinnie prosta i wciąż walczę z tytułem, bo obecny jest beznadziejny :P

A teraz kawa i do roboty! Jestem dzisiaj spóźniona z pisaniem. Tymczasem, żeby nie być gołosłownym zamieszczam niewielki fragment mojego dzieła :D


"Smok, jak na smoka wyglądał nawet niewinnie. Wprawdzie miał długie zakrzywione pazury i cały garnitur lśniąco białych, ostrych zębów, po których można by się spodziewać tylko najgorszego. Jednak w jego zachowaniu i słowach było coś osobliwie ludzkiego. Tylko w oczach smoka lśniły jakieś złośliwe, przebiegłe iskry i książę pojął, że absolutnie nie może mu ufać.
– Więc co, przyszzzłeś ponabijać się zzz biednego smoka, tak? – zawył gad żałośnie. – Pewnie! Śmiej się! To strasznie zzzabawne, zwłaszcza jak się stoi tak daleko. A podejdź i przyjrzyj mi się z blissska.
– Wolę zostać tu, gdzie stoję. – odparł. – Przepraszam, że się śmiałem. To było niegodne, przyjmij moje przeprosiny. – pokłonił się, mając nadzieję, że nie rozgniewa gada bardziej. W końcu był mu jeszcze potrzebny.
– No proszę, jaki teraz grzzzeczny…
– Chyba już gdzieś to słyszałem… – zamyślił się książę prostując grzbiet. – A to mi przypomina, że przyszedłem tu, by…
– No jasne. – prychnął pogardliwie smok. – Już nikt mnie nie odwiedza, jak tylko w jakimś celu. Żeby tak ktoś przzzyszedł, wyszzzorował mi łuski na plecach, powiedział coś do smoka, ale nie. Zakuli mnie w kajdany i zossstawili sssamego w tych ciemnośśściach. – zajęczał, jakby się miał zaraz rozpłakać.
Księciu nawet było go żal, co nie znaczy że dał się nabrać i zaraz popędzi do niego, by zgłosić się na ochotnika do szorowania smoczego grzbietu. Nie ruszył się ani o milimetr, mimo że gad zaczął chlipać i szlochać, a nawet pociągać nosem. W końcu smok spostrzegł, że nic tak nie wskóra, ogarnął się więc, odchrząknął i rzekł:
– Więc Shinarze, co cię sprowadza do mej skromnej groty? Ach, czekaj nie mów mi! – nie dopuścił go do głosu. – Szukasz tego złotego kwiatu dla królowej, co? Teraz to ja się mogę roześśśmiać i ponabijać z ciebie, naiwniaku! Hahaha!
– Nic nie szkodzi. – odrzekł spokojnie książę. – I tak nie przypuszczałem, że coś wiesz.
– Że ja niby czegoś nie wiem? – zaperzył się smok. – Słuchaj szzzczeniaku! Ciebie jeszzzcze stwórca nie miał w planach, jak latałem ssswobodnie po niebie. Ludzzzie kryli się w szzzałasach z liśśści i ubierali w zwierzęce skóry. Nie było żadnych podziałów, żadnych królestw ani królów i żadnych rycerzy. Pamiętam śśświat, jak był jeszzzcze młody. Wszyssstko widziałem i wszyssstko wiem.
– Już dobrze, nie chciałem cię urazić.
Smok prychnął pogardliwie i obrócił się do niego bokiem.
– Ignorant! – rzucił w przestrzeń. – Jak i wszyssscy, którzy tu przychodzą.
– Chyba ich nie zjadasz? – zapytał książę, czując jak krew odpływa mu z twarzy. Przecież mogli tu być jego bracia!
– Później pomówimy o mojej diecie. – powiedział smok mrużąc chytrze oczy. – Tymczasssem chodź, pokażę ci coś.
– Chyba nie myślisz, że jestem na tyle głupi, żeby podejść bliżej?
– Och, skoro taki z ciebie tchórz! – odparł wzruszeniem skrzydeł smok.
– Sprytne, ale tak mnie nie przekonasz.
– No trudno. – westchnął zawiedziony smok. – W takim razzzie po prostu podkręć ogień swej latarni. Chcę ci pokazzzać moje piękne gniazzzdo.
Książę przystał na tę propozycję i wydłużył knot, przez co płomień stał się większy, lecz zaczął znów kopcić czarnym dymem.
Przyzwyczajony już do nikłego światła wzrok Shinara, bez trudu wyłowił z cieni jaskini nieregularny stos. Płomień latarni odbijał się tu i ówdzie świetlistymi plamami.
– Co to jest? Co tam leży?
– Coś, co czyni wszyssstkich, którzy tu przychodzą po zzzłoty kwiat, ignorantami. – powiedział wyniośle gad. – Całe lata zbierałem mój ssskarb!
– To złoto?
– Zzzłoto, miedź, sssrebro i klejnoty. – wyliczał. – Całe tony! A wy się pytacie o jeden zzzłoty badyl. – znowu prychnął.
– A bo to moja wina? – teraz książę poczuł się urażony. – Tak sobie zażyczyła królowa. Ja w ogóle nie chciałem brać udziału w tej wyprawie! Zmusiła mnie do tego!
– I tu wasz błąd! – powiedział smok. – Wszyssscy dajecie sobą pomiatać tej waszej królowej.
– Wcale nie jest moja. – poprawił go książę.
– Nie ważne. – machnął łapą smok. – Ale to starszzznie śmieszzznie, jak wy, mężczyźni dajecie się jej terroryzować. Nie sądzisz, że ktoś powinien jej się przeciwstawić? Może, gdyby…
– Stop! – przerwał mu Shinar. – Ani słowa więcej! Właśnie w ten sposób zaczęły się wszystkie moje problemy. Całe szczęście, że dzisiaj jestem trzeźwy… Tak czy inaczej, skoro królowa chce złote zielsko, to właśnie to jej przywiozę.
– W ogóle nie jesssteś zabawny, wiesz? – ponownie obraził się smok. – Nie miałem rozrywki od miesssięcy, a teraz psujesz mi najlepszą zzzabawę! Nawet nie chcesz wysłuchać, co mam do powiedzenia.
– No dobrze, mów. – powiedział zrezygnowany książę, po czym usiadł na ziemi przypuszczając, że przez tego opornego smoka, nieprędko wyjdzie z jaskini.
– Jeszcze mi podziękujesz. – zapewnił smok.
Książę miał co do tego wątpliwości, ale nic już nie powiedział, by nie przedłużać.
– Sssłuchaj no, młody. – powiedział przymilnie gad. – Pewnie ci się ssspieszy w drogę po ten złoty kwiat, ale kto wie? Może wysłuchanie ssstarego smoka opłaci ci się bardziej, niż przypuszczasz.
– Kusisz mnie? – Shinar nie mógł powstrzymać rozbawienia.
– Nie. – zaprzeczył. – Ja ci proponuję wymianę. Poczekaj chwilkę…
Podbiegł do swego gniazda i zaczął grzebać w stosie kosztowności wywołując przy tym lawinę dźwięków dodatkowo wzmocnioną przez echo jaskini. Po chwili wrócił niosąc coś w pysku. Rzucił swe znalezisko do stóp Shinarowi i patrzył, jaka będzie jego reakcja.
– Ech… – nie wiedział, co powiedzieć książę. – Mam cię teraz pochwalić? Jaki ładny… kawałek żelastwa mi przyniosłeś?
– Och, przyjrzyj się uważnie! – zniecierpliwił się smok. – Co widzisz?
Shinar przyciągnął do światła przyniesiony przez gada przedmiot.
– To tarcza. – stwierdził po chwili. – Ale czemu jest taka powgniatana? I czy to… czy to nie są ślady pazurów?
– W rzeczy samej! – oświadczył z dumą smok. – Ta tarcza należała do prapradziadka królowej Eilrin. To on właśnie pokonał mnie i kazał magom zakuć w te kajdany. – Smok jęknął na to wspomnienie.
– I zostawił ci tę tarczę? – zdziwił się książę.
– I tak była już bezużyteczna. Trochę ją zniszczyłem podczas walki. – wzruszył ramionami. – Jak mi się nudzi, to ostrzę sobie na niej zęby.
Shinar wypuścił z dłoni kawał blachy, który zabrzęczał donośnie o skałę.
– Po co mi to pokazujesz?
– Ten przedmiot może nie jest zbyt cenny. Dla mnie jednak wartość sentymentalną. Na jego obgryzaniu spędziłem przecież ze trzysta lat, ale mam już dosyć.
– Mogę sobie wyobrazić.
– Dlatego chciałbym wreszcie się ssstąd wyrwać. – powiedział smok. – Jeśli mi w tym pomożeszzz wiedz, że cię wynagrodzę.
– Tą starą, przeżutą tarczą?
– Nie, ty ciołku! – palnął smok, aż się Shinar zdziwił, skąd u niego takie nowoczesne słownictwo.
– Weźmiesz całą reszzztę! Całe zzzłoto, które jest w moim gnieździe."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz